06 March 2010

*ochy i achy i wowy nad boliwijskim krajobrazem


































































































przez ostatnie dwa dni glownie zajmowalismy sie wzdychaniem i zachwytami nad boliwijskim krajobrazem jadac autem terenowym przez poludnie boliwi.
laguny, jeziora, gory, gejzery, skalne twory, cos co wyglada jak rodem z obrazow
Daliego flamingi i vincunie (cos jak llamy) - nisamowita mikstura kolorow i form. jestesmy z bardzo fajna grupa 12 osob i mamy kierowcow ktorzy maja po jednej KASECIE z boliwianska muzyka i tylko zmieniaja strony.... czasem sie wymianiaja na kasety :)
jestemysm na ponad 4000 mnpm i niektorych (age miedzy innymi) dopadla choroba wysokosciowa. bola ich glowy i slabo im. mi w sumie tylko troche brakuje tchu. i serce chwilami wali jak oszalale. w nocy spimy w czyms jak bunkier pustynny, jest zimno i nie ma prysznica wiec sie opatulamy we wszystko co mamy i idziemy spac. wszyscy spia jakos dziwnie, mi sie spi ze mam denge, samowi ze jest zonaty z victoria beckham a paula wstaje po tabletki na glowe.
na granicy boliwijskiej pan w mundurze pokazuje mi plakat z evo moralezem i z duma mowi ´to nasz prezydent¨ wiec sie pytam czy go popiera a on mi z usmiechem pelnym zlotych zebow odpowiada ze tak. pierwszy prezydent wybrany z lokalnej ludnosci. w boliwii 60% ludnosci to lokalni ( w sensie ze nie najezcy ani imigranci z europy).
cos dochodzi do nas o trzesieniu ziemi w chile ale nie ma netu ani telefonow ani zasiegu wiec nie wiemy za wiele ani nie mozemy nikomu dac znac ze jestemsmy cali. jeden chlopak od nas z grupy byl z santiago i znalazl gdzies telefon i dzieka Bogu jego rodzina jest cala. jutro jedziemy na solniska:)

1 comment:

enavarro said...

Oh my good! this place is so cooool and beautifull