06 January 2010

*rio ciag dalszy



ku wielkiemu smutkowi opuscilysmy wczoraj rio...
zdazylsmy jeszcze wjechac na sugar loaf i zlapac nisamowita panorame miasta w ciagu dnia (bo ze wzgoza cristo odkupiciela widzialysmy miasto tylko noca). marcello oprowadzil nas po centro w niedziele - nic specjalnego, podobno jest ciekawsze w ciagu tygodnia jak sa ludzie, ale znal tyle opowiesci ze w sumie nawet puste ulice wydawal sie ciekawe. mam nadzieje ze nie wpuszcze ich jednym uchem a nie wypuszcze drugim, zeby nie bylo ze tak samo gupie wyjedziemy co zesmy przyjechaly ;) wjechalismy starym tramwajem na santa teresa (aga i marcello zwisali po bokach tramwaju podobnie jak polowa pasazerow!). mi na sama mysl o tym stopy zaczely sie slizgac w japonkach od potu i przykladnie zajelam miejsce W WAGONIE a nie ZWISAWSZY OBOK. ale byla jazda :) potem jeszcze poszlismy na schody selarona - koles z chile ktory wyklada schody kafelkami z calego swiata i mowi ze bedzie slawniejszy od gaudeigo i michala aniola, no zobaczymy. calkiem ekscentryczna osobowosc a schody sa niesamowite. wieczor spedzismy z anna i marchello w barze sambowym na Lapa, probujac imitowac sambowe kroki cariocas i znow ociekajac potem. pot jest niejako motywem przewijajacym sie przez wszystkie watki naszej opowiesci...
jeszcze raz spotkalysmy sie ze znajomymi strazakami holendreskimi. aaaa! i przezylam podobno cos na ksztalt szoku toksycznego! lezalam w lozku, nie moglam zasnac, flaki mi sie w brzuchu przewalaly i bylam zlana (doslownie) zimnym potem- na spiworze jedna wielka spocona plama. dodatkowo spanikowalam ze jestem daleko od domu i ze jak cos sie stanie to jestem taaaak daleko. ale w koncu mi przeszlo i zasnelam a rano obudzilam sie jak nowa. jeden ze strazakow mowi ze tez tak kiedys mial i ze to ponoc cialo chce sie czym predzewj pozbyc jakiejs bakteri a wypocenie jest najszybsza droga. i w sumie jak mysle o ilosci sokow owowcowych ktore ostatnio wypilam z owocow ktorych nidgy wczesaniej nie widzialam to se mysle ze pewnie mial racje.
nie sadzilam ze az tak mi sie tu spodoba, ludzie sa fantastyczni! tylko mam troche niedosyt i wrazenie ze widzialysmy tylko jedna strone rio, ale do favelas (slumsow) zaden turysta o zdrowym umysle sam sie nie zapusci, mozna jechac na wycieczke z przewodnikiem ale to jakos nie wydalo nam sie wlasciwe placic i jechac na wycieczke po ludzkiej biedocie i nieszczesciu. brazylia jest ponoc jednym z krajow gdzie najbardzij widac nierownosci spoleczne. z jednej strony jest to osma najwieksza gospodarka swiata ale 50% bogactw nalezy do 10% spoleczenstwa. favele leza czesto pare krokow od chronionych apartamentow bobaczy z asfaltu. i to bogata elita z asfaltu kupuje narkotyki od ugogich ludzi ze wzgorz. a jak dostawa narkotykow przyjezdza do faveli albo jak policja sie zbliza - choc nie zapuszcza sie tam zbyt czesto - to puszczaja fajerwerki - taki znak umowny.
otworzyli drogi na poludnie wiec ruszamy do parati. (byly zamkniete z powodu osowania sie ziemi ze wzgorz, te osowy zabily juz kilkadziesiat osob, glownie w okolicy ilha grande. jak pada deszcz to ziemia sie osowa z gor i bloto nieszczy wszystko co napotka na drodze, lacznie z ludzkimi istnieniami).

nastepny odcinek po angiesku, zeby bylo spawiedliwie.

sciskam mocno kochani :)

No comments: