17 May 2010

* guatemala - zalane ulewa tikal i flores







wcale nas tu nie mialo byc. gwatemala nie byla w planie nic a nic. ale po drodze naspotykalysmy tyle ludzi ktorzy mowili ze jest przepieknie i niesamowicie i super ze zdecydowalysmy sie skrocic czas w meksyku i zajrzec co tu maja w tej gwatemali. przede wszytskim maja pore deszczowa i hordy komarow i robali....wiec sie psikamy odstraszaczem i zjadamy nasze antymalariany krorych nie wykorzystalysmy w peru. instalujemy sie na malej wyspie flores (mniejsza niz sobieszewo, w 20 minut mozna ja obejsc wzdluz, i pewnie w tyle samo wszerz, bo sie zdaje okragla). spedzamy tam noc i rano zaczynamy od ruin tikal, ktore zamieszkane byly po raz pierwszy w 7 wieku przed nasza era, potem stanowily wazne centrum majow w 4 wieku naszej ery i zostaly ostatecznie porzucone w 1o tym wieku, z powodu wojny z sasiadami, przeludnienia i suszy. no moze nie tak ostatecznie porzucone, jest tu teraz sporo turystow i nawet widzimy kilku chlopakow w strojach majow tzn. prawie nagich - kreca tu film historyczny. otoczone gesta dzungla swiatynie, grobowce wladcow i cos jak piramidy, choc przewodnik mowi ze to nie jest poprawnie mowic o budowlach majow jako o piramidach. z nieba sie leje gesty deszcz i probujemy sie schronic w budce z chipsami, ale kto go tam wie, moze bedzie padac caly dzien wiec idziemy ogladac w deszczu. przemakamy do bielizny i skarpetek ale nie jest zimno wiec powiedzmy ze jest ok, poza naszymi pomarszczonymi stopami. w koncu przestaje padac i mamy ruiny prawie na wylacznosc bo wiekszosc ludzi wywialo w czasie ulewy. jest przepieknie! wylaza nawet zwierzaki - malpy i nieznane nam gatunki ptakow i motyle i cos jak borsuki albo rakuny. i kto powiedzial ze jedyna pora zeby miec ruiny dla siebie i zobaczyc zwierzactwo to 4 rano? ogladamy swiatynie masek i jaguara i zaginony swiat i wszystko inne ale kluczowym punktem programu jest dla nas wspiecie sie na swaitynie numer 5, z ktorej to roztacza sie widok na czubki drzew dzungli, nad ktora to unosi sie wata cukrowa chmur z ktorych dopiero co lalo i wystaja wierzcholki swiatyn... jets przecudnie spokojnie. zgodnie zaliczamy tikal do najfajnieszych rzeczy jakie widzialysmy w podrozy i o poranku ruszamy do lanquin zobaczyc semuch champay i sprawdzic czy reszta gwatemali tez nam sie tak bardzo spodoba.

No comments: